Arx Amarth
Arx Amarth i Wybawcy Wieży
Ognia
autor: Tevesti
Gdzieś daleko na
zachód od krainy Khanan, nad jeziorem Dipwaner leży mała,
elficka wioska nazywana Cya'Migo'Te. Wioska jak każda inna, a jednak, jest w niej
coś wyjątkowego. Ostatnimi czasy działy się tam dziwne rzeczy. Duchy
były niespokojne, po nocach słychać było jęki i krzyki,
kilku mieszkańców oszalało, a nieliczni umarli w nocy w
dziwnych okolicznościach. Tłumaczenia tych wydarzeń są
różne.
Tego
pochmurnego i ponurego dnia, każdy był zajęty swoimi sprawami. Kowal
wykuwał szable i rapiery, cieśla wykonywał łuki, a zielarz za drewnianą palisadą wioski
zbierał różne zioła. Nudna, szara codzienność. Po wiosce
spokojnym krokiem przechadzał się stary, jasnoskóry elf z siwymi włosami i wieloma
bliznami na twarzy, po których widać było ile już w swym
długi życiu przeszedł. Ubrany był w długi, czarny płaszcz, i togę w tym samym
kolorze. Szedł bez słowa po wiosce. Na jego twarzy widać było
zamyślenie i niepokój.
Przez
bramę osady wbiegł elf-posłaniec w kapturze i z łukiem na plecach.
Strażnicy nawet nie próbowali go zatrzymać. Przybył z
wieściami o obozie
zwiadowców który położony był na skraju kniei
Seinezze, obok wieży ognia po elficku zwanej Arx Amarth. Leżała ona po
drugiej stronie jeziora Dipwaner. Posłaniec podbiegł do starego elfa i
rzekł:
-Czcigodny,
przynoszę złe wieści.
-Powiadaj
więc - odpowiedział w czerń odziany elf.
-Naszą
misją było dowiedzieć się czegoś o starej, płonącej wieży - powiedział
elf o kruczoczarnych włosach i lekkim zaroście - Magini i mnisi dalej
tam terminują.
-Więc
powiedz mi, czemu wieści są złe?
-Wieża
została opanowana przez demony - krótko i zwięźle
odpowiedział mężczyzna.
-Więc
to prawda - zamyślonym głosem powiedział siwy elf - Moje sny się nie
mylą. Idź odpocząć do Vin'Raella. Wieczorem lub jutro z samego rana
zostaniesz poinformowany o swych dalszych rozkazach.
Zwiadowca
odszedł, a stary, zmęczony życiem elf poszedł na północ, nad
jezioro Dipwaner.
Siedział
tam kilka godzin, rozmyślając nad tym, co ma dalej robić. Nagle
usłyszał dziwne głosy dochodzące jakby z wnętrza jego ciała:
-Ven'Dreelu
wiesz co masz robić.
-Kim...
Czym jesteś?!?
-Przecież
dobrze wiesz kim jestem - spokojnie powiedział tajemniczy głos.
-To
niemożliwe - odrzekł - Przebudziłeś się... Ale... Jak?
-Opowiedzieć
ci mogę kiedy indziej, lecz teraz ważny jest Dar Nisan. Więc idź i
zrób to, co konieczne.
-Mam.
Mam go przy sobie. Zawsze go noszę. - powiedział.
-Więc
na co czekas!?!
-Czy
to bezpieczne?
-Nie
wiem. Nigdy nie używałem tego amuletu. - powiedział duch będący
praojcem elfa - Niech Selune ma cię w opiece.
Elf
wyciągnąwszy amulet z małej, ozdobnej szkatułki, powiedział w starym
języku mrocznych elfów:
-DrooMaan
Zich'Meawe Uhze Diin Elesne ish dan!
Wtem
klejnot amuletu począł świecić, podpalając amulet magicznym ogniem.
Położył go na ziemi.
Ukazały
się trzy duchy, które nigdy nie zaznały wiecznego spoczynku.
Jednym z nich był rycerz w świetlistej zbroi. Drugim mag w szacie o mrocznych kolorach, zaś
trzecim skąpo ubrany bandyta z bandaną na głowie. Na ich twarzach nie
było widać jakichkolwiek emocji. Zaczęli mówić:
-Wieża
została opanowana przez plugawe demony - powiedział rycerz.
-Żaden
z mentorów, ani konsulów nie może ich powstrzymać
- dodał mag.
-Strażnik
słabnie - rzekł bandyta.
Na
ostatnie słowa Ven'Dreele zrobił przerażoną minę.
-Jak
to?!? Strażnik słabnie? Demony próbują się wydostać? To
wszystko tłumaczy rzeczy dziejące się w wiosce. - wykrzyczał zdziwiony
elf - Nie mogę tak
tego zostawić.
Powiedziawszy
to pobiegł do wioski. Przez całą drogę nie odezwał się ani jego
praojciec, ani duchy amuleta. Nim zdążył dojść do wioski, zapadła noc.
Zwołał
swoich uczniów i powiedział:
-Pewnie
już wiecie o misji naszych elitarnych zwiadowców.
Dowiedzieli się wiele, wiele złego. Arx Amarth opanowały demony. Chcą
wyjść z wieży. Strażnik słabnie. Powiedziały mi o tym duchy Daru Nisan.
Na
twarzach uczniów Ven'Dreelea zapanował niepokój i
zdziwienie. Elf mówił dalej:
-Musicię
się udać do Ognistej wieży i zrobić coś by powstrzymać te pomioty.
Poszedł bym z wami, ale sami wiecie co starość ze mną poczyniła. Liczę
na was. Losy naszej krainy są w waszych rękach. Przyrzeknijcie, że mnie
nie zawiedziecie! Seen'Fazirze, Vin'Raelu, Don'Paulu, Baan'Teeganie!
Przyrzeknijcie! Przyrzeknijcie, że dołożycie wszelkich starań, by
powstrzymać te monstra!
-Mistrzu,
nigdy cię nie zawiedziemy - uklękając powiedział Baan'Teegan
-Znasz
mnie, zrobię wszystko, byś był dumny, ojcze - Powiedział Seen'Fazir,
uczeń Ven'Dreelea, a zarazem jego syn.
-Zniszczymy
te demony - krzyknął Don'Paul, który nie był całkowicie
elfem, ponieważ jego matka pochodziła z wioski w której się
wychował, a ojciec z Duneram, ludzkiego miasta leżącego daleko, w
krainie Ferlene.
-Wyruszamy
o świcie - powiedział Vin'Rael
-Nie!
Wyruszacie już teraz! weźcie torby z wyposażeniem, które
przygotowane są w pomieszczeniu obok i ruszajcie. Lel'Ian
przetransportuje was na drugi brzeg jeziora, lecz dalej, musicie iść
sami.
Wyuszyli,
Stary elf przepłynął swoją łódką przez jezioro z Vin'Raelem,
który był najstarszym z uczniów Ven'Dreelea i z
resztą drużyny która miała odkupić tę krainę. Droga do wieży
była długa i żmudna, przebiegła bezproblemowo. Gdy bohaterowie dotarli
na miejsce, spostrzegli
olbrzyma odzianego w srebrną zbroję, z srebrną tarczą i ogromnym
młotem. Strażnik przy bramie wieży zmęczony odpychał swą tarczą
najdziwniejsze monstra jakie uczniowie widzieli. Nie miał już sił
atakować. Don'Paul pobiegł z swym mieczem i rzucił się na potwory, Vin'Rael i Baan'Teegan
strzelali łuków do monstrów, zaś Seen'Fazir
rzucał kulę ognia, błyskawicę i inne ofensywne zaklęcia. Po
rozprawieniu się z demonami wypytali o wszystko konającego strażnika,
wiedzieli że już nic mu nie pomoże, więc skrócili jego męki.
Teraz strażnik był
martwy, brama zniszczona jeśli bohaterowie polegliby, prawdopodobnie
demony opanowałyby kraine.
Nie
mogli zawieść! Wbiegli do środka,w wieży na niższych piętrach nie było
nikogo. Szybko wchodzili na wyższe piętra. Dopiero na najwyższym
znów zobaczyli olbrzyma. Ten jednak miał na sobie złotą
zbroję i władał kolosalnym toporem. Był odwrócony tyłem.
Olbrzym na środku
sali, z boków magowie którzy uczyli się w wieży.
Lecz gdzie były demony? Ostrożnie podbiegli do olbrzyma. Kolos
przemówił:
-Ach...
więc to wy... przyszliście powstrzymać tę monstra... -
mówiąc to syknął z bólu - Nie jesteście już
potrzebni. Zniszczyłem je. Odejdźcie i zostawcie mnie w spokoju.
-Nie.
Nie wierzę ci - odrzekł Vin'Rael - Selune jest przy mnie.
Po
tych słowach rzucił się na olbrzyma. Za nim zaatakowała reszta
towarzyszy.Magowie którzy bez słowa stali przy ścianie
okrągłej sali zmienili się w straszne bestie. Don'Paul był zbyt pewny
siebie i poległ w boju. Seen'Fazir wypowiedział jakieś słowa,
które nie brzmiały jak jakiekolwiek elfickie
słowa, po czym deszcz błyskawic spadł na demony. Vin'Rael dobył szabli
i szybkimi, lecz precyzyjnymi ciosami rzucał na ziemię kolejnę demony.
Baan'Teegan strzelał z łuku do demonów i odrzucał magicznymi
strzałami monstra które były blisko zabicia jego przyjaciół.
Bitwa nie szła po ich myśli, lecz udało im się pokonać wszystkie
potwory. Olbrzym padł na ziemię. Arx Amarth zostało oczyszczone.
Bohaterowie
bez słowa wyszli z wieży, gdzie zastali Lel'Iana, który
zaproponował im, że przetransportuje ich spowrotem do wioski. Zgodzili
się. Zaraz po wyjściu z łodzi podbiegł do nich elf imieniem Zin'Maren i
powiedział:
-A
więc udało się wam. Szkoda że wasz mistrz nie doczekał się trymfu
swoich uczniów. Ale... Gdzie Don'Paul?
-Poległ
w walce - powiedział Baan'Teegan.
-Co
ty mówisz?!?! Jak to nie doczekał się tryumfu? - zapytał
Vin'Rael.
-On...
Nie żyje. Zmarł w nocy
-C-co?
- Z łzą w oku próbował coś powiedzieć Seen'Fazir.
-Dobry
był z niego elf. To dzięki niemu ta kraina jest teraz wolna od
demonów. Wkońcu to on nas uczył. Vetriu wznośić za niego i
za naszego zmarłego przyjaciela modły do Selune.
Bohaterowie
poszli w głąb osady do kaplicy bogini. Do dziś znani są jako Wybawcy
Wieży. Na ten temat została nawet napisana książka pod tytułem... Arx
Amarth".